Trzmielinę znalazłem jak większość moich yamadori pracując w terenie, gdzieś w zadrzewieniu na odludziu. Ze względu na to, że gruby, krzywy pień został kiedyś złamany przez bytujące tam dziki powstała ciekawa roślina z predyspozycjami na fajnego maluch (czyli to co lubię). Trzmielinę pozyskałem wiosną 2013r. bez problemu się przyjęła i wypuściła liście i można było powiedzieć, że przeżyje (zdj. 1). W tamtym roku drzewo rosło swobodnie przez cały sezon (zdj. 2). Jesienią przyszła pora na pierwsze działanie i silną redukcję (zdj. 3). Wiosną 2014r. roślina po drobnych korektach (zdj. 4) została pozostawiona samopas przy obfitym pojeniu i karmieniu (zdj. 5). Wiosną 2015r. roślina trafiła do mniejszej przejściowej doniczki (zdj. 6) i spokojnie zarastała ale już przy redukcji i selekcji pędów (zdj. 7). Niestety latem przegapiłem atak przędziorków i musiałem jej odpuścić cięcie (zdj. 8). Jesienią jej wygląd był zadowalający (zdj. 9) i przyszedł czas na kolejne cięcie aby szykować formę przyszłej korony i trochę rzeźbienia martwego drewna (zdj. 10).
Rok 2017 pozwolił już na osiągnięcie formy zbliżonej do ostatecznej. Wiosną trzmielina ładnie wystartowała i zagęszczała się (fot. 11). W pełni lata, po cięciu, wyglądała bardzo dobrze. Pierwszy raz zawiązała też owoce (fot. 12). Jesień nie była jeszcze okazała w tym roku (fot. 13)
W roku 2018 trzmielina trafiła do swojej pierwszej ceramicznej donicy, na razie roboczej. Zdjęcia od 14 do 17 prezentują zmiany jakie zachodziły w tym roku od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Pierwszy raz zachwyciła swoimi pięknymi owocami.
Rok 2019 (fot. 18 i 19) to kolejny rok pracy nad strukturą gałęzi i podziwianiem piękna owoców.